Pająk jako człowiek
Pajęczyna nie służy wyłącznie do polowania. To nie są jakieś byle wnyki, to również przedłużenie mózgu. Zdobywanie informacji, komunikacja z innym pająkiem: wnyki, okno i smartfon w jednym. Coś jakby rozszerzona inteligencja.
Z pewnego punktu widzenia człowiek jest całkiem jak pająk.
***
Napiszmy tu sobie może ściągę z historii muzyki.
Najpierw człowiek słuchał przyrody. Uczył się mówić i wydawał dźwięki.
Umiejąc, zaczął przyrodę naśladować. Są po tym okruszki śladów w niektórych tradycjach muzycznych: któryś rytm brzmi jak serce, jakiś instrument brzmi jak zwierzę. Niewiele jest takich śladów, ale intuicja chce im wierzyć.
Sprawa robiła się z czasem coraz bardziej złożona. Gdzieś była struna metrowej długości i Pitagoras ją dzielił na pół. Gdzie indziej orkiestry bębnowe i wielopiętrowa muzyka, której się nie da zapisać: rytmy plecione wokół języka, którego nie umie nikt z zewnątrz.
Ornamenty, polifonie, liczne prawidła. Muzyka czasów feudalnych była wykwintna i często filigranowa. Aż w Europie Mozart wniósł uproszczenia: rodził się kapitalizm, u jego zarania rozkwitnąć chciały prostota i pragmatyzm.1
Kapitalizmu w Europie ciąg dalszy: romantyzm, indywidualizm, nonkonformizm. Dyrygent, koncertmistrz, sekcje instrumentów i kierownicy tychże, kopiści, inspicjenci, opera z kotarą: orkiestry rosły wraz z fabrykami.
Neurozy, dekadencje, awangardy i po dwóch wojnach światowych nastały wyznawczynie Adorna. Skreślona przeszłość i rozbijanie fortepianów młotkiem. Muzyka miała po pierwsze nie być ładna.
Chyba że była rozrywkowa, czyli urynkowiona i coraz częściej globalna. Tędy wróciły proste formy. Na przykład forma kuplet-refren, czyli piosenka. Która od ekonomii wzrostu robiła się coraz głośniejsza, ale też coraz prostsza i coraz bardziej surowa. Punk, rap i oto techno.
Techno, wiadomo: odurzenie, cielesność, trans, hałas. Dla odpoczynku stosowano przeciwieństwo, czyli ambient.
Ambient to najpierw ażurowa, statyczna muzyka, a potem po prostu field recording. Płyty z nagraniami szumiącego lasu i płynącej rzeki. I człowiek znowu słuchał przyrody, tylko że teraz z nagrania. Umiał już mówić, więc uczył mówić komputer. Ludzkość zatoczyła pełne, olbrzymie koło i miało ono ślad węglowy.
Czym na tym tle są sonifikacje?
Arachnodrone to rzecz naprawdę spektakularna. W opisie naliczyłem siedmioro twórców i twórczyń, ale krzyżujących się dziedzin nie próbowałem już liczyć. W zasadzie nie wiem, co to jest: instalacja interdyscyplinarna, koncert, wirtualny instrument w kształcie pajęczej sieci? Każdej z nici tej sieci przyznano podług jej długości wysokość. Powstała dziwnie nastrojona harfa z Unity, która ma 1700 nietemperowanych strun.
Potrzebny do tego był najpierw specjalny pająk, który tka sieć w kształcie namiotu. Żyją takie w Ameryce Południowej i współpracuje z nimi artysta Tomas Saraceno. Zaś Markus J. Buehler i jego doktorantka Isabelle Su studiują architekturę i cząsteczkową budowę pajęczej sieci, żeby móc tworzyć nowe materiały i znaleźć różne inne korzyści dla inżynierii. Buehler używa muzyki jako pomocy w badaniach. Interesuje go w niej głównie struktura. Przyroda to też są struktury.
Grając koncerty z pajęczą harfą, Evan Ziporyn używa EWI. To był instrument modny w latach osiemdziesiątych, a potem trochę uchodził za obciach. To dobrze: w każdej nowej muzyce znikają stare hierarchie, a obciachowy instrument może się okazać bezcenny. W wieku XIX saksofon był tylko nieporęcznym wymysłem dla niezbyt chętnych mu orkiestr dętych.
***
Malijska anegdota stanowi, że lutnię kamale ngoni wymyślono do podrywania dziewczyn. Chłopacy, kształcąc się na myśliwych, uczyli się na poetów: śpiewać i grać na donso ngoni. Dziewczynom dobrze się tańczyło przy tej lutni i mile ją widziały na imprezach. Ale po drugie donso ngoni była dość ciężka, a po pierwsze miała swój wymiar mistyczny i nie wolno było na niej grać byle gdzie, tak sobie, bez powodu, na plaży, dla rozrywki. Wynaleziono więc mniejszą lutnię. W zasadzie identyczną w budowie, ale lżejszą i bez obciążenia duchowego. I ona się doskonale sprawdziła.
Bardzo lubię tę historię, ale pomyślmy o tych myśliwych. Przed polowaniem myśliwy-poeta grał na donso ngoni i śpiewał, żeby przekonać zwierzę. Żeby się pozwoliło upolować. Musiał przepięknie grać i śpiewać, inaczej mogło się nie zgodzić. Jeżeli nic potem nie upolował, z pieśnią musiało być coś nie tak.
Nie sposób kupić kotleta i nie być przy tych chłopakach lamusem.
Wcale nie on, już prędzej C. P. E. Bach albo Haydn. Ale możemy to zaokrąglić: dzieliło ich niewiele lat, a Mozart niech już konsekwentnie nam znaczy początek kapitalizmu. Każdą historię kultury i tak pisze się w przybliżeniu.